Białe kłamstwa, to kłamstwa, które mówimy by inni czuli się lepiej.

Dr Gregory House


Izba przyjęć: "Dr House": bez happy endu dla frajerów

Autor: ToAr | Kategoria: Sezon 5 | data: 18 maja 2009 | Odsłon: 9077


Producenci "Dr House" mają nasze fantazje za nic, w związku z czym wylali kubeł zimnej wody na nasze ckliwe, frajerskie serca.



Na YouTube znalazłam siedem stron filmików nagranych przez fanów serialu telewizji Fox "Dr House" pod wspólnym tytułem "Huddy". Ten zlepek imion miał symbolizować napięte relacje pomiędzy bohaterami serii - doktorami Cuddy i Housem. Jeden z filmików odrzuca wszelki tandetny sentymentalizm, wzgardzony także przez serial, który w poniedziałek zakończył swój piąty sezon na ekranach amerykańskich telewizorów. Film, nawiązujący do uzależnienia House'a od środków przeciwbólowych, jest we francuskiej wersji językowej, a jego tytuł brzmi: "Je Me Sens Si Seul (Sans Ma Vicodine)", czyli "czuję się taki samotny (bez mojego vicodinu)".

Autorzy niektórych filmów spoza Europy całkowicie odrzucają rzeczywistość i bazując na przypadkowo dobranych scenach pomiędzy Housem a Cuddy fabrykują nowe wątki. Zwróćcie uwagę na "House/Cuddy -- Kissing You", autorstwa kogoś, kto nazywa się Duchesscloverly. Autorka wyobraża sobie, że Cuddy zachodzi w ciążę z Housem, a następnie przeżywa poronienie, które – jak mamy uwierzyć – dodatkowo ich do siebie zbliża.

To nie tylko nieustająca przekora scenariusza serialu, ale też "chemia" pomiędzy aktorami Hugh Lauriem (House) i Lisą Edelstein (Cuddy) sprawiają, że na co dzień rozsądne kobiety zanurzają się w dziwacznych, czasochłonnych fantazjach. Przez "na co dzień rozsądne kobiety" rozumiem nie gromady Duchesscloverly i jej podobnych, lecz dziewczyny pokroju tej, która właśnie pisze te słowa na moim laptopie.

Wstyd przyznać, że nie posiadałabym się z radości, gdyby na koniec sezonu House i Cuddy postanowili wspólnie spędzić lato na Korsyce. W ten sposób złamana zostałaby zasada serialu (że House musi być nieszczęśliwy), a jego spójność ległaby w gruzach. A jednak nie przejęłabym się tym i zastanawiałabym się jedynie, czy House i Cuddy zrobią sobie przerwę na odwiedzenie Sardynii.

Oczywiście producenci "Dr House" mają nasze fantazje za nic, w związku z czym wylali kubeł zimnej wody na nasze ckliwe, frajerskie serca. "Dr House" traktuje oglądające go kobiety, tak jak House traktuje kobiety w ogóle – drwi z każdego przejawu szczerego emocjonalnego zaangażowania.

Przewrotny urok serialu polega na tym, że udaje on operę mydlaną, gdy tymczasem zupełnie nią nie jest. Pod koniec sezonu House cierpi z powodu polekowych halucynacji, które ujawniły jego poczucie winy z powodu śmierci dwójki kolegów – jeden z nich popełnił samobójstwo bez jasnego powodu (w rzeczywistości był pewien powód: Kal Penn, który grał dr. Kutnera opuścił serial, żeby przyjąć posadę zastępcy dyrektora Ministerstwa Kontaktów Publicznych w Białym Domu). W przedostatnim odcinku sezonu House, którego stan ciągle się pogarsza, idzie do Cuddy, by prosić ją o pomoc. Obserwujemy jego rekonwalescencję, która nie obejmuje 12 etapów, lecz odbywa się w ciągu 12 niezwykle wydajnych godzin.

Cuddy zabiera House'a do swego domu na detoks. Po ciężkiej nocy, w czasie której walczy, żeby nie wziąć leku, House budzi się w świetnej kondycji – nie oblewają go już zimne poty i jest gotów na rundkę seksu w podzięce. Był to chytry wybieg, który zaspokoił nasze pragnienie, by tę dwójkę ujrzeć razem, w miłosnym uścisku. Jednak finał odbiera całą wcześniejszą radość, bo okazuje się, że Cuddy wcale nie zabrała House'a do domu i z nim nie spała. To była tylko kolejna halucynacja House'a, która doprowadziła do jego ostatecznego załamania. Następnego ranka House obraca w rękach szminkę, którą – jak sądzi – Cuddy u niego zostawiła, lecz wkrótce zdaje sobie sprawę, że w istocie jest to butelka Vicodinu, od którego nie udało mu się jednak uwolnić.

"Dr House" odrzuca mit, że dobra kobieta może ocalić wrednego dupka, a finał serialu jasno pokazał, jakimi jesteśmy frajerkami, że uwierzyłyśmy w taką bajeczkę. Serial nie zadowoli serca kobiety chcącej ukoić swoją harlequinową duszę, lecz zadowoli każdego, kto wkurza się widząc w romantycznej komedii, jak atrakcyjna kobieta sukcesu porzuca wszystko dla bezrobotnego, zapyziałego idioty.

Relacja House'a i Cuddy nie polega na przyciąganiu się przeciwieństw. To relacja pomiędzy dwójką niezwykle inteligentnych pracoholików, dwójką ludzi zbyt ciekawych dla kogokolwiek innego, lecz niezdolnych żyć razem – niezależnie od tego, jak desperacko pragnęłybyśmy, by było inaczej...

Źródło: onet.pl

Zgłoś błądStaramy się, aby na tej stronie były jak najbardziej wiarygodne informacje. Jeżeli, więc zauważysz jakikolwiek błąd, to prosimy o zgłoszenie go wraz z podaniem linka do strony, na której się znajduje. Możesz się z nami również podzielić uwagami na temat strony. Za wszelką pomoc dziękujemy!
Zobacz fotogalerię: 5x24 - Both Sides Now
wasze komentarze (4)Dodaj kometarz »
  • mejg
    mejg23 maja 2009, 18:18:51
    IP: 6ed7b7922877

    hej!kiedys owdzem bylam za hausem i cameron, ale cady chyba bardziej mi ostatnio pasuje, ona wredna on znacznie badziej-mogliby tworzyc parke i jeszcze dodac pikanterii we wzajemnyh docinkach...zobaczymy co 6 sezon przyniesie, szkoda ze trzeba czekac az do wrzesnia:(

  • Felidae
    Felidae23 maja 2009, 09:29:23
    IP: 246a8b68e400

    Tak, Justi z ust mi to wyjęła. Niestety to chyba koniec naszego małego hameronowego światka. Bardziej z powodu ślubu z Chace'm niż romansu House'a i Cuddy. Cóż. Nie podobał mi się ostatni odcinek.

  • tadek
    tadek18 maja 2009, 18:19:04
    IP: 365f7aedb033

    Nieładnie. Pani z Onetu popełniła błąd rzeczowy. ;) Cuddy nie zabrała House'a do jej domu, tylko poszli do mieszkania Grega... ;)

  • justi
    justi18 maja 2009, 17:58:25
    IP: 83f730729fe0

    A ja nie jestem fanką Huddy i bardzo się cieszę z takiego obrotu sytuacji. House to wieczny mizantrop...gdyby zmienili go w szczęśliwego "abstynenta" serial legł by w gruzach. Okay, jakiś krótki romansik by mógł być...ale coś co go nie zmieni. Coś co tylko podkręci pikantność serialu a nie uszczęśliwi głównego bohatera. Zresztą moje Hameronkowe serduszko zawsze będzie biło "Jeśli House ma być kimś to tylko i wyłącznie w Cam" ;)