Witaj! [ logowanie | rejestracja ]
Prezent jest fajny, póki go nie otworzysz.
Dr Gregory House
Izba przyjęć: 5x23 "Under My Skin" - jeden z mocniejszych w historii
Autor: ToAr | Kategoria: Sezon 5 | data: 5 maja 2009 | Odsłon: 4044
Są takie odcinki seriali, które na długo zapadają w pamięci. Co ciekawe, rzadko bywa, że są to te, które producenci reklamują jako "najmocniejsze", "najbardziej szokujące" itp. W przypadku House'a zdarza się to równie często jak w przypadku innych tytułów. Kilka takich niedawnych murowanych "hitów" rozczarowało mnie na całej linii. Ale potem przyszedł odcinek 23 pt. "Under My Skin" i dosłownie oniemiałam. To zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków House'a, jakie powstały. I wcale nie chodzi o pewną słynną, wyczekiwaną scenę. Chodzi o atmosferę i fabułę, które wbijają w fotel. (Uwaga! Spojler!)
Oglądając ostatnie odcinki House'a, czułam że serialowi czegoś brak. Nie podobał mi się pomysł przywrócenia Amber, jako halucynacji, nie przejęłam się śmiercią Kutnera, która zapowiadana była jako wielkie, traumatyczne wydarzenie. Co więcej - po odcinku z jego samobójstwem odniosłam wrażenie, że scenarzyści zagubili się i nie wiedzą jak poprowadzić dalej fabułę. Myliłam się.
Co prawda przez kilka odcinków nie działo się nic szczególnie spektakularnego (prócz tego, że House zaczął cierpieć na bezsenność i na każdym kroku towarzyszyła mu Amber), ale w ostatnim odcinku wszystko zaczęło nareszcie mieć sens. House okazał się w nim bardziej ludzki niż kiedykolwiek, a pomogła mu w tym właśnie Amber, która werbalizuje jego prawdziwe, skrywane emocje. I tak, dowiedzieliśmy się, że House wcale nie jest nieczułym, cynicznym draniem (na jakiego się kreuje), ale zdaje sobie sprawę ze wszystkich przykrych rzeczy, jakie ludziom robi. Mogliśmy się tego domyślać, to prawda. Ale nigdy nie było to tak ewidentne.
W tym odcinku House jest słabym człowiekiem, który cierpi. Nie tylko on zresztą. Szczególna choroba, którą ma pacjentka sprawia, że włosy jeżą się na głowie. Delikatna baletnica dosłownie obłazi ze skóry. Różne przypadki medyczne już w Housie widziałam, ale żaden chyba nie poruszył mnie tak, jak ten. W tym epizodzie wszyscy wydają się bardziej ludzcy, poprzez swoje słabości. O Housie dowiadujemy się, że czuje i ma wątpliwości. O Cuddy, że zależy jej na Housie i że jej słabość do niego sięga daleko, daleko w przeszłość.
Słynna i wyczekiwana scena seksu okazała się być trochę mniej ekscytująca, niż wynikało z zapowiedzi. Przynajmniej w porównaniu z pocałunkiem z szóstego odcinka tej serii, który zaskoczył wszystkich. Dużo większe wrażenie zrobiło na mnie to, że House przyznał się Cuddy, że jej potrzebuje, a ona poszła mu pomóc. Pilnowała go, siedziała przy nim w chwilach, kiedy był zupełnie słaby i bezbronny. Napięcie, które między nimi powstało, zależność, jaką było można wyraźnie wyczuć, były ważniejsze nawet niż to, co stało się potem.
"Under My Skin" to odcinek mocny, trzymający w napięciu jak za starych dobrych czasów. To taki odcinek, po którym z niecierpliwością czeka się na następny. W tym wypadku ostatni w tej serii. Zwłaszcza, że będzie w nim jeszcze więcej Cuddy i House'a razem...
Źródło: popcorner.pl
Poleć news innym
Zobacz fotogalerię: 5x23 - Under My Skin
wasze komentarze (4)Dodaj kometarz »
Nie sadze, zeby scenarzysci zmienili nam tu Housa na jakas wzdychajaca baletnice. Wiedza, ze fani kochaja go wlasnie za to, jaki jest. Odcinek 23 byl fantastyczny jak dla mnie. Tez nie chce, zeby House sie zmienial, ale taki wlasnie odcinek byl potrzebny. Pokazal ze House jest czlowiekiem. No i niesamowite sceny z Cuddy. Zgadzam sie z poprzedniczka/kiem, ze wieksze wrazenie zrobilo na mnie to, jak Cuddy opiekowala sie Housem i jak on jej potrzebowal, niz cala ta slynna scena. Z niecierpliwoscia czekam na kolejny odcinek.
A ja się trochę zgadzam z tobą trochę i z moim poprzednikiem. Mam nadzieję, że House wróci do swojego bezczelnego, sarkastycznego oblicza...bo właśnie dzięki niemu kocham ten serial! Długo wyczekiwany Huddy sex nie powinien popsuć stosunków Cuddy-House ale i też samego Grega. Bo serial już nie będzie tak wyjątkowy jak jest. A'propos odcika to według mnie był to jeden z najlepszych wogole w całym serialu. Wraca zainteresowanie Wilsona Housem. Jego zatroskanie w stosunku do problemów przyjaciela. Wogóle genialna gra aktorska Hugh ale to pewnie sami zauważyliście. Poprostu miałam mokre oczy widząc jak Greg cierpi...przepiękne sceny z detoxem. A Cuddy? Hmm, według mnie nie powinni być parą bo to zniszczy całą fabułę. Ja jestem zapaloną Hameronką aczkolwiek bardzo mi się podobało Huddy w tym odcinku Gosh, ale sie rozpisałam xd Trochę chaotycznie mi ta wypowiedz wyszła...no coż.XDD
A ja niezupełnie zgadzam się z tą opinią... To właśnie "draniowatość" i bezczelność House'a czyni postać i cały serial wyjątkowym - to że można głównego bohatera lubić i podziwiać mimo, że jest tak naprawdę dupkiem. Piekielnie inteligentnym dupkiem. Przez pierwsze 3 serie Fabuła serialu skupiała się na przypadkach medycznych, a house był nieposkromiony, podczas gdy od serii 4 przypadki zeszły na drugi plan, bo coraz częściej zaczęły się przewijać co rusz wątki miłosne, a w ostatnich odcinkach sam house traci to co miał w sobie fascynującego... Jak dla mnie, jeśli fabuła zmierza ku złagodnieniu housa, wielkiej miłości house-cuddy (która w efekcie musi zmienić stosunki tej pary, które jak dotąd były genialne - doza porządania, uczucie, ale na pierwszym planie stosunek szefowa-nieusłuchany lekarz), to już niedługo serial będzie przypominał "na dobre i na złe"...
w 100% się zgadzam. Był to odcinek niesamowity i całkowicie zaprzeczający osobie jaką był House do tej pory!