Witaj! [ logowanie | rejestracja ]
Odejdę za Murzyna. Nie musisz go wywalać.
Dr Allison Cameron
Izba przyjęć: Doktor House Superstar
Autor: ToAr | Kategoria: Postacie | data: 22 kwietnia 2009 | Odsłon: 1483
Nauczycielki i wiejskie gospodynie, traktorzystki i intelektualistki, wyzwolone sawantki i bigotki, ba, nawet szacowne profesorowe oraz kury domowe - do naszego kulturalnego kącika w redakcji doszły słuchy, że wszystkie damy uwielbiają oglądać "Dr. House'a".
Bohater tego amerykańskiego serialu dokonał rzeczy niebywałej: nie tylko rozkochał w sobie legion kobiet na całym świecie, ale już od pięciu lat utrzymuje je w stanie permanentnej fascynacji sztuką medyczną.
Aby zrozumieć fenomen słynnego doktorka, zazdrośnie zajrzeliśmy do pięciokrążkowego boksu "Dr House - sezon 2", który właśnie debiutuje w empikach. To zapis 24 odcinków, które swoją premierę w amerykańskiej telewizji FOX miały trzy lata temu. Do dziś producenci zdążyli zafundować fankom kolejne trzy serie doktorskich perypetii, a końca ich poczynań nawet okiem sokolim nie dojrzysz. Nie zabija się przecież kury znoszącej złote jaja, a tym bardziej takiej, która przed ekrany ściąga hurtem kilkadziesiąt milionów wielbicieli. Przyjrzyjmy się zatem bliżej dr. Gregory'emu House'owi z wzorcowego szpitala w New Jersey. Cóż, grający go niestrudzenie Hugh Laurie przystojny nie jest, ale za to zarośnięty i ogólnie jakiś taki włochaty. Zaprzyjaźnione niewiasty do ogólnej charakterystyki z zachwytem dodają jeszcze jego oczy w kolorze bławatków. House ponadto utyka, a to na skutek doznanego ongiś zawału w mięśniu udowym i niekompetencji lekarzy, którzy go leczyli.
Po wypadku pozostała u niego nienawiść do doktorskiej braci i konieczność łykania garściami przeciwbólowego vicodinu. My podejrzewamy, że to ta kontuzja, odniesiona na polu walki o lepszą jakość medycyny, nastraja do niego tak pozytywnie płeć piękną. Wystarczy popatrzeć, jak chromy House melancholijnie maszeruje szpitalnym korytarzem, a każda pani przeżywa emocjonalną zapaść i natychmiast gotowa jest lecieć mu na ratunek. Sprytne, nie?
Tyle o jego powierzchowności, przejdźmy do charakteru. Tu jest znacznie ciekawiej, bo oto House okazuje się najbardziej megalomańskim, pyskatym i ordynarnym lekarzem od czasów Galena, który ponoć kazał jednemu z uczniów klęczeć przed sobą dwie doby. Wali wszystkim prawdę między oczy, a pacjentów traktuje jak idiotów.
Ale łeb ma nie od parady i nie ma choroby, której by błyskotliwie nie zdiagnozował. Leczeniem i tak zajmą się jego asystenci, z piękną jak anioł alergo-immunolog Allison Cameron (w cywilu Jennifer Morrison) na czele. I jeszcze parę charakterystycznych drobiazgów. House, choć ma swoje lata, lubi muzykę rockową, pasjami śledzi w telewizji lekarskie tasiemce i oczywiście jest singlem, bo przecież nie wytrzymałaby z nim nawet najbardziej zadurzona fanka. Flirt flirtem, ale jak zobaczyłby rano u partnerki nawinięte papiloty, to złośliwiec umarłby chyba ze śmiechu.
Także przygody w drugim sezonie swojego autorskiego serialu dr House zacznie od pyskówki ze swoimi asystentami i podkochującą się w nim Lisą Cuddy (Lisa Edelstein), dowodzącą szpitalem Princeton-Plainsboro. Ale potem przystąpi do swoich lekarskich czarów, a my możemy zdradzić, że dzięki fantazji scenarzysty w jednym z odcinków nasz ulubieniec wykryje u pacjenta... dżumę. Bo House to ostatni na tym świecie bohater z zasadami, tylko dla niepoznaki rzucony przez los w szpitalne realia. W sercu nosi sprawiedliwość i dobro, a jego przeznaczeniem jest dawać ukojenie. A że szaleją za nim kobiety? Trudno.
Źródło: naszemiasto.pl
Poleć news innym
wasze komentarze (0)Dodaj kometarz »
Możesz być pierwszą osobą, która doda komentarz.