Dr Gregory House
Autor: ToAr | Kategoria: Serial | data: 18 czerwca 2011 | Odsłon: 2940
Za kilka dni minie pół roku od kiedy obejrzałam pierwszy odcinek House'a. Taka mała rocznica. Zaczęłam zastanawiać się czy mój entuzjazm tym serialem zmalał? A może się zwiększył?
Jak można zauważyć, moje zdanie na dany temat zmienia się z sekundy na sekundę. Raz piszę, że powinni zakończyć już House'a a innym razem chcę by to ciągnęli w nieskończoność. Sama się w tym wszystkim zaczynam gubić i w zasadzie to nie wiem czego chcę. Wczoraj właśnie obejrzałam finałowy odcinek 7 serii. Po raz drugi, gdyż zaczęłam oglądać serial od początku. Niby finał był średni, ale chce się więcej. Patrząc tak na całokształt to serial nadal jest fenomenalny. Hugh się nie zmienił (może się zestarzał) i wciąż jego gra jest fenomenalna. Tak samo jak postać Gregory'ego House'a. Wciąż nas bawi, wciąż nas irytuje i czasem ma się ochotę po prostu go przytulić a czasem ma się ochotę dać mu w gębę.
Poziom odcinków lekko spadł. Ale czemu się dziwić skoro przez te 7 lat wykorzystano wiele interesujących chorób i jednak ciężko jest przebić dany odcinek. Niektórzy piszą, że nudzi ich schemat przychodzi pacjent, nie wiedzą co mu jest, znajdują rozwiązanie i koniec odcinka. Jest tak, ale to w końcu jest mechanizmem całej fabuły.
Serial się zmienił i to bardzo. Pierwszy sezon praktycznie w całości kręcił się wokół szpitala a wątki osobiste były tylko tłem.
W drugim sezonie wątki osobiste zaczęły powoli wychodzić z tła, ale to wciąż było nie to. Mieliśmy okazję poznać inną twarz House'a kiedy wróciła jego dawna ukochana - Stacy. To było coś innego, nowego. Greg nie był taki nawet przy Cameron, która wiernie kochała go od początku.
W trzecim sezonie życie osobiste zaczynało być bardziej widoczne i zaczynało mieć wpływ na życiw w szpitalu. Na przykład związek Cameron i Chase'a, który miał wpływ na ich wszystkie decyzje. Chase zgadzał się z Cameron bo z nią sypiał. Również to miało wielki wpływ na odejście Cameron z zespołu.
Czwarty sezon przyniósł nam wiele nowych twarzy. W początkowych odcinkach życie szpitalne poszło na pierwszy plan i dręczenie przyszłego zespołu zajmowało większość czasu. Dopiero po wyborze zespołu życie prywatne przeszło na pierwszy plan.
Tak w zasadzie było aż do końca serii. Przypadki medyczne zostały tylko tłem, maszyną pomagającą w napędzaniu całości. Nie mówię, że to źle. Chodzi mi tylko o to, że jednak po czwartym sezonie zaczęło czegoś brakować.
Jeśli o mnie chodzi to brakuje mi tych emocji, tego dreszczyku, który towarzyszył mi od początku. Co się dzieje, co mu/jej dolega, jak to będzie, co zrobi House?
Podczas ostatniego sezonu tylko czekałam aż będzie koniec. Większość przypadków była nudna, znów nastąpiło skupienie się na życiu prywatnym co nie było dobre dla serialu.
Pomijając już fabułę. Chodzi też w dużej mierze o bohaterów. Od pierwszej do siódmej serii przeszli istne metamorfozy. Chyba jedynie House pozostał tym samym facetem.
Foreman z posłusznego, aczkolwiek gderającego za plecami, kretyna stał się bardziej samodzielny. Potrafił się przeciwstawić szefowi, który w końcu zaczął go na swój sposób szanować. Zmienił się również jego stosunek do współpracowników. Nie traktuje ich już jak zło konieczne, ale darzy ich sympatią, potrafi rozmawiać i okazuje zainteresowanie.
Chase chyba przeszedł najwięcej metamorfoz. Z lizusa, który nie ma lub nie chce powiedzieć swojego zdania, poprzez częściej przeciwstawiającego się House'owi (głównie za sprawą Cameron) aż do lovelasa, który skacze od jednego łóżka do drugiego. Ta metamorfoza mi się nie podoba w ogóle.
Resztę można pominąć bo według mnie nie rozwinęli się jeszcze tak bardzo widocznie, ale może nic straconego. Co prawda nie cierpię 13 i to się nie zmieni i jak dla mnie mogłaby już nie wracać.
Najbardziej żal mi Cameron. Taka miła, fajna postać, z której zrobili wredną sukę (sorka za słowo). W ogóle nie mogę wybaczyć tego jak się zachowała wobec męża. To jak potraktowała Chase'a było straszne. Miała go wspierać a zamiast tego spakowała się i odeszła a na dokładkę rzuciła, że nie wie czy go kochała. To już było ogromne przegięcie, ale podejrzewam, że poświęcę temu osobny wpis.
Pomimo tego moja obsesja wcale nie zmalała. Wciąż kupuję kubki, książki, poduszki z Housem i nie mam zamiaru przestać. Liczę tylko, że ósmy sezon pobije poprzednie siedem i House zakończy się z wielkim hukiem o którym będą mówić jeszcze przez wiele lat.
Czas pokaże... Btw, pisze się "House'em"
Moim zdaniem House umrze w finale 8 sezonu. To jest najbardziej prawdopodobne zakończenie.
Polecam artykuł.