Dr Gregory House
Autor: ToAr | Kategoria: Serial | data: 18 czerwca 2011 | Odsłon: 2191
Ostatnio zaczęłam oglądać kilka seriali od pierwszej serii. Postanowiłam sobie odświeżyć trochę pamięć i dziś przedstawiam Wam moje wnioski.
Nie da się nie zauważyć, że są seriale, których poziom strasznie spada po pierwszych dwóch-trzech seriach. Rzadko kiedy udaje się utrzymać poziom we wszystkich seriach, ale jednak wydaje mi się, że w pewnym momencie przeważa chciwość producentów. Bo przecież trzeba brać ile wlezie zanim serial zostanie skasowany. Nikt wtedy nie liczy się z fanami (o ile w ogóle kiedykolwiek ktoś się z nimi liczył) i ciągną na siłę coś co już dawno spadło z piedestału.
Na tapetę wezmę dziś kilka seriali.
ONE TREE HILL
Serial zaczął się naprawdę świetnie. Taki typowy dramacik dla młodzieży. Pierwsza seria była głównie o koszykówce. W zasadzie takie było zamierzenie twórców by stworzyć coś nowego, nietypowego a sam serial miał nosić tytuł Ravens, czyli nazwa szkolnej drużyny koszykówki z serialu. O tyle o ile pierwsza seria bardzo nawiązywała do tej dyscypliny sportu to wraz z nowymi sezonami coraz mniej było koszykówki a czasem nie było tego wcale. 8 seria praktycznie wcale nie była o koszykówce. Więc w sumie dobrze, że zmienili tytuł na One Tree Hill.
Wracając jednak do sedna i tematu wpisu... Serial przyciągał mnie do telewizora co sobotę a czasem i w niedzielę na powtórki. Z wypiekami na twarzy oglądałam jak Lucas cierpi, Nathan staje się lepszym człowiekiem i takie tam. Jednak wraz ze wzrostem dramatów i akcji serial zaczynał być mdły. Postacie zmieniły swoje charaktery na gorsze. Lucas z zaciętego i walecznego chłopaka stał się wiecznie jęczącym i mdłym facetem, który sam nie wie czego chce. Nathan był złym chłopcem a w ostatnich sezonach stał się nudnym pantoflarzem a jego postać jest wciskana by zapełnić czas antenowy i może też dlatego, że kiedyś była to główna postać. Haley z uroczej i sympatycznej kujonki stała się głupiutką kobietką, która zachowuje się jak pięciolatka. O innych szkoda mówić.
Kiedyś kochałam ten serial, ale teraz marzę o jego kasacji. Przecież ileż można ciągnąć coś co już jest wpychane w ramówkę na siłę. Gdzie się podziały te wartości przekazywane widzom? Teraz liczy się tylko kasa.
HOUSE M.D.
Och House.... Zaczęłam oglądać to bo wszyscy oglądali. W sumie bardzo długo się wzbraniałam przed tym. Ale stwierdziłam, że zacznę oglądać bo polubiłam Jennifer Morrison, która zagrała Zoey w moim ukochanym HIMYM. Więc ok, ściągnęłam pierwszy sezon. Świetny. Drugi, trzeci i kolejne aż do siódmego obejrzałam jednym tchem i chciałam więcej. Jednak końcówka siódmego sezonu kazała mi wrócić do korzeni i obejrzeć serial od nowa. Wiem, maniaczka ze mnie, ale co począć. Tak więc wczoraj skończyłam z piątym sezonem i moja wielokrotnie deklarowana dozgonna miłość do Grega House'a gdzieś się ulotniła. Pierwsze trzy-cztery sezony były naprawdę fajne. A potem zaczęło być gorzej. Choroby się powtarzały, fabuła zaczęła bardziej się kręcić przy życiu osobistym lekarzy i zaczęłam się zastanawiać: Gdzie do cholery są medyczne przypadki? Ano nie ma. Skończyły się. Przecież lepiej jest oglądać House'a i Cuddy, którzy powtarzają jeden numerek za drugim albo Cahce'a, który po rozwodzie skacze od jednego łóżka do drugiego.
Nadal kocham House'a i nadal będę to oglądać, ale jednak czegoś mi brakuje. Po co ciągnąć skoro serial jest w fazie zniżkowej a jedna z głównych bohaterek właśnie odeszła?
HOW I MET YOUR MOTHER
Serial komediowy o przyjaciołach mnie zafascynował bo wydawało mi się, że bardzo przypomina serial Friends, który uwielbiam. Oczywiście tylko przypominał ten serial, gdyż jest zupełnie inny. Ma swój klimat, jest zabawny i bohaterowie są niezwykle przekonujący. Przez pierwsze 4 sezony siedziałam i płakałam ze śmiechu. Po prostu miodzio jak to mówił Michael Guerin. Zakochałam się w Barneyu i tym jego Legen...wait for it...dary. Serial super, wspaniały, odskocznia od szarego życia codziennego. Jednak ostatni sezon był średni. Bohaterowie dorośli, dojrzeli i serial stał się mało śmieszny. To ciągłe poszukiwanie matki zaczęło być męczące. W 6 sezonie było może z 5 odcinków, które naprawdę mnie rozbawiły. Najmilej wspominam Robin i jej bobra. Jednak potem producenci postawili na melancholijne zagrania takie jak np śmierć taty Marshalla. Niby ok, czasem przydaje się coś takiego, ale jednak to serial komediowy. Czułam się tak jakby scenarzystom zabrakło pomysłów na śmieszne gagi i zagrania i postanowili dać zapychacza w postaci śmierci. Wtedy mieli akcję na kilka kolejnych odcinków. Poza tym postacie Lily i Marshalla przez większość czasu są jakby takimi zapychaczami czasu. Dało się to odczuć zwłaszcza w piątym sezonie na samym początku, gdzie nie mieli nawet jakichś konkretnych akcji. Oczywiście końcówka 6 sezonu daje nam nadzieję na coś ekstra w nowym sezonie.
To tyle moich rozmyślań. Podsumowując seriale nie muszą mieć nie wiadomo ile sezonów by przyciągnąć widza. Jeśli coś jest na topie niech na topie pozostaje. Niech za kilka lat ludzie pomyślą sobie, że te seriale były naprawdę świetne a niech nie zapominają o nich. Bo tak się może stać jeśli producenci nastawią się tylko na zyski. Jeśli coś się całkowicie zepsuje to nie da się nic z tym zrobić. Ja oglądam seriale niektóre tylko z sentymentu bo kiedyś to było fajne i mam ochotę poznać co się dalej stało z bohaterami. Ale przecież można pociągnąć fabułę tak by zaciekawić widza, żeby nie myślał: "och kiedy w końcu dadzą spokój?" tylko żeby chciał więcej i więcej jak to było na początku.
Moim zdaniem z sezonu na sezon jest coraz lepiej. Dialogi są o wiele lepsze niż w poprzednich sezonach, problemy bohaterów są ciekawsze. Najważniejsze w tym serialu, moim zdaniem, nie są przypadki medyczne, tylko los bohaterów - głównie House'a. Jest więcej psychologii, co uwielbiam. Serial nie tylko jest ciekawy, ale także moralizuje oglądających (lub nie).
Ja też uwiebliam serial dr.House też na początku od czasu do czasu na wyrywki ogladałem ale postanowiłem objezeć od 1 do 5 i potem 6 i 7 i nadal mi się ten serial podoba .