Dr. Gregory House
Autor: ToAr | Kategoria: Sezon 7 | data: 22 lutego 2011 | Odsłon: 2405
Nawet najwierniejsi fani doktora House'a przyznają, że siódmy sezon jest najsłabszy z dotychczasowych. Nic nie wskazuje na to, żeby twórcy zdecydowali się w najbliższym czasie zamknąć tę historię ostatecznie, a zatem czekają nas kolejne sezony prawdopodobnie prowadzące donikąd.
Podobny problem możemy zaobserwować w serialu ''Gotowe na wszystko'', gdzie wszystko już było - morderstwa, pożary, katastrofy lotnicze, ataki nożownika, poronienia, zgony najbliższych i najdalszych członków rodziny. ''Dr House'' wielu z tych kombinacji jeszcze nie wykorzystał, ale bez wątpienia ich pojawienie nie przysporzyłoby serialowi popularności. Co zatem planują producenci? Ile razy może jeszcze zmienić się skład zespołu House'a zanim twórcy zrozumieją, że pora ''ze sceny zejść niepokonanym''(?). Wszakże jest to historia przedstawiająca przełomowy etap życia bohatera - od zmagania się z samotnością i bólem poprzez próbę walki ze sobą o siebie aż do przemiany, którą właśnie obserwujemy. A zatem nie warto chyba reanimować i sztucznie przedłużać zjawiska, które w naturalny sposób zmierza ku końcowi.
Siódmy sezon serialu skupia się na związku House'a i Cuddy, co dla wielu fanów może być rekompensatą długiego oczekiwania na wątek miłosny z udziałem głównego bohatera. Jednak w tym momencie trudno odpowiedzieć na pytanie, dokąd to wszystko zmierza? Postaci drugiego planu zmagają się z ledwie zarysowanymi problemami. Chase jawi się jako lowelas, który w ten sposób odreagowuje rozstanie z żoną. To zbyt jednowymiarowe pokazanie postaci, którą poznaliśmy jako ambitnego karierowicza, z czasem pokazującego, że jednak zależy mu na czymś więcej niż tylko osiąganie kolejnych szczebli w szpitalnej hierarchii. W końcu to decyzja o przyczynieniu się do zgonu pacjenta spowodowała, że rozstała się z nim Cameron. Wówczas ten bohater był wyrazisty, dzisiaj w gruncie rzeczy jest bezbarwny.
Gdyby nie nić porozumienia, która nawiązała się między Foremanem a Taubem na drugim planie nie działoby się nic godnego uwagi. Ta dosyć niekonwencjonalna para bohaterów, którzy zamieszkali razem powoduje, że warto jeszcze oglądać serial. Taub zmaga się z poważnym kryzysem egzystencjalnym, a racjonalny osąd jakim zwykle kieruje się Foreman powodują, że razem stanowią mieszankę wybuchową i daje to szansę na interesujące rozwinięcie.
Najsłabsze ogniwo zespołu House'a, czyli nieco mniej skomplikowana wersja Cameron - Martha Masters powoduje jedynie irytację. Fani House'a wiedzą doskonale, że na opozycjach ten serial zbił wielki kapitał, bo House zawsze potrzebował błyskotliwego adwersarza. Jednak Martha Masters sprawia wrażenie irytującego szczeniaka, który obszczekuje każdego pojawiającego się na horyzoncie człowieka, mającego mniej nieskazitelny charakter niż ona.
Jedynym jasnym punktem w jej serialowej biografii był moment, kiedy mimo obawy o swoją przyszłą karierę zdecydowała się zadenuncjować House'a i Cuddy, a tym samym pozostać wierną zasadzie uczciwości wobec pacjenta i konsekwentnie postępować zgodnie z jego wolą. Poza tym epizodem - jej heroiczna osobowość i bezwzględna wiara w uczciwość każdego człowieka wydaje się jedynie nieudolnym autoplagiatem scenarzystów czerpiących z postawy Cameron, tak silnie akcentowanej w pierwszych sezonach serialu. Wiemy, że Masters niebawem zniknie z obsady, zatem tym intensywniej nasuwa się pytanie, czemu miało służyć jej pojawienie się? I mimo wysiłków twórców - trudno uwierzyć, że czemuś więcej niż tylko szybkiemu znalezieniu zastępstwa za Trzynastkę.
Sam House stracił jakieś sześćdziesiąt procent swojej osobowości od kiedy stał się częścią oczekiwanego przez miliony Huddy. Za mało jest House'a w Housie - to zdanie jako pierwsze ciśnie się na usta podczas oglądania siódmego sezonu produkcji. Odwyk, któremu poddał się House nie zmienił go tak bardzo jak związek z Cuddy. Drobne kompromisy, które ciężko odchorował spowodowały, że mamy do czynienia z zupełnie innym człowiekiem.
Poważny zarzut skierowany powinien być głównie do scenarzystów - listy dialogowe ostatnich odcinków są mało błyskotliwe, gdzieś wyparował humor, na którym opierały się pierwsze sezony serialu, a także ulotniła się osobowość większości bohaterów. Oczywiście formuła także jest już mocno ograna - trudno emocjonować się przypadkiem medycznym, gdy zwroty akcji przebiegają w każdym odcinku prawie w tym samym momencie, a rozwiązania nie są już tak zaskakujące jak dawniej. Poza tym - medycyna stanowiła fundament tego serialu przez cztery/pięć lat, a kiedy wyparł ją romans coś bezpowrotnie się popsuło w tym - wydawać by się mogło - dobrze naoliwionym mechanizmie. I co najbardziej zaskakujące, nawet pojawienie się Candice Bergen nie pomogło.
Matka Cuddy miała być kolejnym przeciwnikiem House'a, ale tym razem ten koncept się nie udał. Między bohaterami nie ma chemii. Jak dotychczas mało było wyrazistych konfliktów ideologicznych, większość to banały, które możemy znaleźć w innych serialach, a przecież trzy-cztery lata temu to ''House'' wytyczał nowe trendy w serialowych wątkach. Czyżby wbrew woli milionów fanów House stał się pantoflarzem, który wraz z wejściem w dojrzały związek dorosłych ludzi zatracił gdzieś swoją osobowość Piotrusia Pana? Chyba zdecydowanie częściej powinien siedzieć w domu, popijać burbon i oglądać reality show z udziałem gospodyń domowych - może wówczas wróciłoby to coś, co spowodowało, że ''Dr House'' zdominował ramówki telewizyjne na całym świecie?
Zarówno dylematy pacjentów jak i bohaterów nie są już tak emocjonujące jak kiedyś, brakuje zaangażowania zespołu w swoją pracę, wszystko jest takie oczywiste i wtórne, ale dalej oglądamy ''House'a''. Miejmy zatem nadzieję, że jeszcze przed finałem siódmej serii zdarzy się coś, co spowoduje, że House całkowicie nie zatraci się w swoim szczęśliwym życiu rodzinnym i czymś nas zaskoczy. Chociaż bardziej niż kolejne przeciętne odcinki przerażająca jest wizja finału, w którym Huddy spacerują razem po plaży ku zachodowi słońca. Bo przecież House z zasady nie chodzi na spacery.
Jako fan house'a od pierwszego odcinka muszę się ze smutkiem zgodzic. Ten sezon juz ledwo co trzyma klimat, ktory obecny byl przez wszystkie poprzednie sezony. 4,5 i szczegolnie 6 sezon - mistrzostwo, ale juz po odcinku finałowym miałem troche obaw ;] Niestety sie spełniły - tworcy serialu uderzyli teraz w "rynek" ludzi ktorym podobaja sie banalne "komedie romantyczne" = pewnie znaczna większosc USA. Kiedys Ten serial był wyjątkowy, dzisiaj jest 4/6 ( naciągane! :p ) Koniec płaczu, Pozdrawiam
Dla mnie ten sezon nie jest wcale słabszy od poprzednich, może i hałs troche zmiękł przez/dzięki związkowi z Cuddy ale nadal jest cyniczny i błyskotliwy. Jedenasty odcinek tego sezonu był jak dla mnie jednym z lepszych odcinków hałsa. Dzisiejszy odcinek też zapowiada się bardzo ciekawie.
Mnie siodmy sezon sie podoba