Dr Gregory House
Autor: ToAr | Kategoria: Serial | data: 11 stycznia 2011 | Odsłon: 1533
Seriale medyczne. Przystojni doktorzy i wydekoltowane pielęgniarki snują się po telewizyjnych ekranach, odkąd podłączono pierwszy odbiornik do prądu.
Choć trzeba przyznać, że fabuły tego rodzaju wciąż ewoluują, wchłaniając wszystko, co może im się przydać. No, bo jak inaczej skomentować to, że najpopularniejszy dziś serial medyczny, "Dr House", jest zbudowany na formule kryminału?
Bo czymże innym, jak nie kryminałem, jest każdy odcinek "Dr House'a"? Ot, po prostu historią śledztwa niewiele się różniącą od tych z "Columbo" czy "07 zgłoś się". Tyle że przestępcą, którego tożsamość trzeba odkryć, jest tu choroba. A House z pomocnikami niczym rasowy policyjny detektyw bada poszlaki, sprawdza alibi podejrzanych, często ratuje ofiary w ostatniej chwili. Mimo to uważamy "Dr House"a" przede wszystkim za serial medyczny.
Reality show ze skalpelem
To oczywiście niejedyny przypadek podkradania przez seriale medyczne pomysłów z innych formatów. Druga najpopularniejsza taka produkcja - "Chirurdzy" - w założeniach ma przecież element ściągnięty z reality show. Obserwujemy młodych lekarzy przyjaźniących się i romansujących we wszystkich możliwych konfiguracjach, a równocześnie brutalnie rywalizujących o jak najlepszą pozycję zawodową.
Ale co ważne, współczesne zachodnie seriale medyczne są kopalnią wiedzy o medycynie. Czy to "Prywatna praktyka" (spin-off "Chirurgów"), czy "Bananowy doktor" (opowieść o lekarzu dla bogaczy), czy wreszcie "Hoży doktorzy" (komedia szpitalna) - choroby i procedury tam prezentowane są może rzadkie i nietypowe, ale autentyczne. Ta dbałość o realia stała się standardem w połowie lat 90. wraz z premierą "Ostrego dyżuru". Jego twórca, pisarz Michael Crichton, nim rozpoczął karierę w show-biznesie, pracował jako lekarz i tą fabułą udowodnił, że dobrze podana rzeczywistość medyczna może być znacznie bardziej interesująca niż jakakolwiek fikcja.
Choroba to pretekst
Wcześniej bowiem "medyczność" seriali była jedynie scenografią. Najważniejsze by-ły obyczajowe perypetie dr Kildare'a, bohaterów "M.A.S.H." czy "Szpitala na peryferiach", a ich pełne medycznych określeń monologi miały w sobie tyle realizmu co technobełkot dialogów w "Star Treku". Podobnie było w polskich produkcjach - w "Doktor Ewie" czy "Układzie krążenia" zakotwiczenie w świecie medycyny jest tylko pretekstem do opowieści o stosunkach międzyludzkich. Takie seriale powstają do dziś - oglądając "Na dobre i na złe", nie spodziewamy się przecież dynamicznie zrealizowanych sekwencji operacji. Czasem zresztą nie są one potrzebne - dowodem "Siostra Jackie", znakomity serial z Edie Falco (nagrodzoną za tę rolę Emmy), która wciela się w zmęczoną życiem, pracą i samą sobą pielęgniarkę. To serial na wskroś medyczny - choć to, na co chorują jej podopieczni, nie jest dla fabuły specjalnie istotne.
Rozmowa z aktorką Edie Falco - serialową siostrą Jackie
Piotr Zawadzki: Przeczuwałaś, że serial okaże się takim sukcesem?
Jeśli chodzi o pracę, jestem straszną egoistką. Chcę grać role, które przyniosą mi frajdę. Wydawało mi się, że zagranie siostry Jackie będzie niezłą zabawą.
Ta rola przyniosła ci Emmy i Złoty Glob.
Jestem tak wdzięczna za tę pracę, że nagrody za nią są onieśmielające.
Co mówią fani siostry Jackie, kiedy z nimi rozmawiasz?
Najwięcej znaczą dla mnie komplementy od pielęgniarek, bo one wiedzą, o czym mowa.
"Siostra Jackie" nie przypomina znanych seriali medycznych. Sporo tu czarnego humoru...
Spójrzmy prawdzie w oczy. Komedia jest sposobem na odreagowanie rzeczywistości. Jackie żyje w świecie ostatecznych wyborów. Dla ludzi pracujących na ostrym dyżurze śmiech jest mechanizmem obronnym. Widzowie to dostrzegają.
Chciałabyś być pod opieką kogoś takiego jak Jackie?
Tak, bo ona jest świetna w tym, co robi. Jest sprytna, zwinna i zależy jej na pacjentach. Jej życie osobiste to katastrofa, ale jeśli chodzi o pracę, to jest do tej roboty stworzona.
Możesz być pierwszą osobą, która doda komentarz.