Jesteś fujara - pół mięczak, pół baba.

Dr Gregory House


Izba przyjęć: Kto straszniejszy - postaci z serialu czy widzowie

Autor: ToAr | Kategoria: Serial | data: 2 września 2010 | Odsłon: 1547


Dexter, Breaking Bad, Mad Men, Dr House - seriale, których bohaterowie to typy spod ciemnej gwiazdy.

koszulki

Jedni lubią dzień na działce, inni tartę z malinami. Dexter Morgan lubi mordować. Sam powiedziałby, że potrafi uśmiercić człowieka, pociąć jego ciało na kawałki i wrócić do domu przed emisją „Tomasz Lis na żywo”. Ale że gubi się, gdy musi porozmawiać ze swoją dziewczyną. W ogóle gdy musi z kimś porozmawiać.

Przychodzi na przykład na pogrzeb znajomego. Wita go siostra Debra: „Wiem, że było ci ciężko. Jak nie lubisz pogrzebów. Trzymasz się jakoś?”. On na to: „Jakoś”. Po czym dodaje, już z offu, tylko do widzów serialu: „W ogóle się nie trzymam. Utrzymanie twarzy w grymasie żalu przez dwie godziny to jakiś koszmar”.

Prawdziwe emocje budzi w nim tylko żądza krwi, którą oficer policji z Miami wychowujący go jako przybrany ojciec w porę zauważył i spróbował skanalizować, proponując młodemu Dexterowi pewne twarde zasady postępowania. To on nauczył go, jak się kamuflować i zacierać ślady, a wreszcie – że mordować powinien tylko przestępców, i to najlepiej tych, których nie może dosięgnąć prawo.

Szczery do bólu

Dexter musi być sprytniejszy nie tylko od policjantów – to już banał w wypadku opowieści o czarnych charakterach – ale od innych morderców, z którymi prowadzi niebezpieczną grę. W dodatku za dnia pracuje w policji jako specjalista od śladów krwi, co wprowadza do scenariusza wielopoziomowość i ciągłe napięcie. Dla policji jest przy tym bezcennym nabytkiem. Rozpoznaje innych zabójców – potrafi się w nich wczuć, co dziwi wszystkich, z wyjątkiem widza.

Widz wie o nim dużo więcej. Po pierwsze, spędził w jego towarzystwie sporo czasu. W wypadku filmów pełnometrażowych mamy tylko krótki kontakt z bohaterem. W wypadku seriali – żyjemy z nimi, śledząc i analizując ich poczynania tydzień po tygodniu. To siłą rzeczy skutkuje teoriami, a te z kolei – książkami psychologów na temat doktora House’a czy Dextera. I tu punkt drugi – teza prof. Douglasa L. Howarda, kulturoznawcy, który postanowił połączyć miłe z pożytecznym i wyspecjalizować się w „Rodzinie Soprano”, a gdy ta się skończyła, zajął się „Dexterem”. Profesor porównuje go z Humbertem Humbertem, bohaterem „Lolity” Nabokova. „Podobnie jak tamten, prowadzi pierwszoosobową narrację, jest wobec odbiorcy otwarty i szczery” – pisze w zebranym przez siebie zbiorze tekstów, „Dexter: Investigating Cutting Edge Television”. Termin cutting edge skądinąd nigdy nie był tak bardzo na miejscu. „Dexter” to zarazem awangarda (znaczenie przenośne cutting edge) w dziedzinie telewizyjnej rozrywki, jak i posiadacz zestawu wyjątkowych stalowych ostrzy (znaczenie dosłowne).

Robin Blood

Obserwowanie gmatwającej się fabuły od strony bandyty wydaje się o wiele ciekawsze niż patrzenie na nią od strony stróżów prawa. Widz ma pełną wiedzę o tym, co robił Dexter – i najlepiej wie, jak blisko odkrycia prawdy jest już grupa pościgowa. A w wypadku „Dextera” oznacza to ciągłe stąpanie po krawędzi. Suspens udało się autorom serialu utrzymywać przez cztery dotychczasowe sezony – może z niewielką przerwą na trzeci, w dość zgodnej opinii fanów odbiegający poziomem od pozostałych.

W amerykańskich sieciach kablowych „Dexter” pobił rekordy oglądalności ostatniej dekady. W Polsce zbierał przy odbiornikach średnio 600 tys. osób (sezon I) i 490 tys. (sezon II, dane za Nielsen Audience Measurement). Przegrywał z konkurencją, ale ze względu na porę emisji. Nadawany na TVN w okolicach północy nie miał szans zdobyć takiej widowni jak „Doktor House” (TVP2, przed 21.00), regularnie notujący ponaddwumilionową publiczność. Stąd nasze potężne zaległości w stosunku do publiczności na Zachodzie i dlatego tak bardzo oczekiwana była premiera „Dextera” na DVD, do której w końcu niedawno doszło – pojawił się na płytach jednocześnie z innym popularnym w USA serialem „Californication”.

Dexter ma teraz szansę – jako kolejny po cynicznym lekarzu – zostać bohaterem polskiej publiczności, także tej, która nie ma dostępu do cyfrowych kanałów ani szybkiego łącza internetowego. I ma wszystkie potrzebne atuty. Mówi z grubsza to samo co House, tylko jeszcze dobitniej: wszyscy kłamiemy, każdy z nas udaje kogoś innego.

„Przez 99 proc. swojego czasu Dexter jest zapracowanym, przydatnym członkiem społeczeństwa, bez narzekania wykonującym swoje ciężkie zajęcie. Wprowadza dobrą atmosferę wśród kolegów z pracy, płaci podatki i zawsze jest miły dla dzieci – pisze o nim Jeff Lindsay, autor książki „Demony Dextera”, która była inspiracją dla scenariusza serialu. – Jedyna rzecz odbiegająca od normy to fakt, że dobrze potrafi powściągnąć emocje w sytuacjach publicznych. Znacznie lepiej niż większość z nas. Tak dobrze udaje dobrego człowieka, że w zasadzie mógłby nim być”.

O tak, łatwo byłoby zrobić z Dextera nowego Robin Hooda, który zamiast okradać okradających, morduje morderców. Ale to by z Dextera zrobiło dobrego – sztuką jest to, by w całym serialu utrzymać go po ciemnej stronie ulicy, która zawsze z jakiegoś powodu wydaje nam się ciekawsza. To źli bohaterowie decydują o klasie dzisiejszych seriali.

Sami źli...

Najgorsi są właśnie ci z telewizji kablowych, gdzie kręci się dla amerykańskiej inteligencji, a nie – jak w produkcji kinowej czy w wielkich sieciach TV – dla masowego odbiorcy. Czyli bohaterowie hitów ostatnich lat, produkcji HBO („Rodzina Soprano”, „Sześć stóp pod ziemią”), Showtime („Trawka”, „Californication”, „Dexter”, teraz także „Wszystkie wcielenia Tary”) czy sieci AMC (serial „Mad Men” o seksistowskim i brutalnym obliczu dżentelmenów Ameryki lat 60.). Wszystkie w centrum wydarzeń osadzają bohaterów ze skazą, z którymi teoretycznie trudno się identyfikować. Wszystkie zacierają granicę między dobrem a złem – podobnie jak duże produkcje historyczne z tych samych sieci („Rzym”, „Dynastia Tudorów”). „Dexter” jest tylko najbardziej jaskrawym przykładem tego zjawiska.

Biblią dla nowej fali serialowej w Ameryce było „Sześć stóp pod ziemią” Alana Balla, scenarzysty głośnego i dość obrazoburczego – przynajmniej jak na Hollywood – filmu „American Beauty”. Ball przyszedł do kina z teatru z misją przełamywania hipokryzji, ale prawdziwą wolność twórczą zdobył dopiero w telewizji – jako twórca szalonego serialu o rodzinie przedsiębiorców pogrzebowych, w którym potencjalny główny bohater (ojciec rodziny) umiera w pierwszym odcinku, a w kolejnych obserwujemy kompletny rozkład relacji przechodzący w rodzinną psychodramę. Z małym wyjątkiem – wzorowe życie familijne prowadzi David, syn zmarłego, pozostający w stabilnym gejowskim związku. Gra go Michael C. Hall, ten sam, który popularność zdobędzie właśnie jako „Dexter”.

Nie byłoby House’a, gdyby nie świetna gra Hugh Lauriego. I na podobnej zasadzie bez Halla z jego niewinnym, trochę nieobecnym spojrzeniem i demonicznym uśmiechem trudno byłoby sobie wyobrazić Dextera Morgana. Przez moment wydawało się, że obaj są zagrożeni – na początku roku ogłoszono, że Hall cierpi na nowotwór i rozpoczął leczenie. Dziś już wiadomo, że 26 września kablowa sieć Showtime zacznie nadawać nową, piątą serię.

...odbiorcy jeszcze gorsi

„Mam stanowczo zbyt dużo wspólnego z Dexterem Morganem” – taki status na Facebooku wywiesił dokładnie dwa lata temu, w sierpniu, Mark Twitchell, filmowiec amator z Kanady. Kilka tygodni później w jednym z opustoszałych garaży znaleziono miejsce zbrodni przygotowane w stylu Dextera. Nie było tylko ciała ofiary, którą – jak podejrzewa policja – miał być miejscowy robotnik ściągnięty w to miejsce fałszywym ogłoszeniem z agencji samotnych serc. Wszystkiego miał dokonać z zegarmistrzowską precyzją Twitchell. Dlaczego? Bo wcześniej napisał scenariusz filmowy opisujący takie morderstwo. Nie udowodniono mu winy, ale policja z Edmonton do tej pory utrzymuje, że morderstwa nie mógł dokonać nikt inny.

Jeszcze gorzej było z przypadkiem o rok późniejszym. W stanie Indiana 17-latek zabił swojego młodszego brata, a jego głowę opakował w folię, by – jak mówił oskarżyciel – „krew się nie rozlała”. Policja opisała zachowanie chłopaka jako pozbawione emocji, a jego dziewczyna opowiedziała policji, że po morderstwie wydawał się bardziej radosny niż wcześniej. Jeśli to wszystko nie układa się jeszcze w wystarczająco wymowny obrazek, dodajmy, że oskarżony przyznał się do oglądania „Dextera”.

Były, owszem, protesty. Nawet później, niż spodziewali się tego autorzy serii. Amerykańska grupa społecznego nacisku Parents Television Council lobbowała dwa lata temu na rzecz zdjęcia „Dextera” z anteny, gdy z kablówki trafił do wielomilionowej widowni w potężnej sieci CBS. „Problem, jaki mamy z tym serialem, polega na tym, że wycinanie drastycznych scen nie pomoże, najgorsze jest bowiem to, że każe nam wczuwać się w rolę seryjnego mordercy” – skonstatował wówczas prezes organizacji Timothy Winter.

Trudno lepiej opisać ten problem. Dexter jest w końcu – jak sam się opisuje – „wyjątkowo schludnym potworem”. Jego praca przypomina warsztat chirurga plastycznego w supermodnej, drogiej i piekielnie czystej klinice. Żaden fragment ciała ofiary, żaden włos czy kropla krwi nie dostanie się w niepowołane ręce. Starannie posegregowane i opakowane w plastykowe torby, zostaną wrzucone na dno morza. Czyż to nie przeciwieństwo barbarzyńców rąbiących ludzi siekierami w horrorach?

Jeśli dziennikarkę „Wall Street Journal” serial przyprawił o mdłości, to z innych powodów – nie mogła znieść identyfikacji ze złem. Recenzentka „New York Timesa” przyznała, że to, co ogląda, to okropność, doprowadzenie przemocy do rozmiarów pornografii. Ale że jednocześnie nie może się doczekać kolejnego odcinka.

To nie Dexter ma problem ze słabością do zła. To jego widzowie mają ten problem. Na tym zbudowany jest współczesny świat seriali, dziś prawdopodobnie najlepsza forma zabijania czasu.

polityka.pl



Zgłoś błądStaramy się, aby na tej stronie były jak najbardziej wiarygodne informacje. Jeżeli, więc zauważysz jakikolwiek błąd, to prosimy o zgłoszenie go wraz z podaniem linka do strony, na której się znajduje. Możesz się z nami również podzielić uwagami na temat strony. Za wszelką pomoc dziękujemy!
wasze komentarze (0)Dodaj kometarz »



Możesz być pierwszą osobą, która doda komentarz.